niedziela, 15 maja 2011

Poranek Prezesa.

Ludzie! Ten budzik mnie wykończy! No rusz się! Dzwonił, pewnie już dziesiąta. No wstawaj.
Ooops. Cholera, cholera, cholera! Znowu zapomniałem żeby ten nocnik gdzieś dalej postawić!
I znowu lewą nogą! Cała nogawka pidżamy mokra! Czwarty raz w tym tygodniu! Nic, to wyschnie do wieczora. Juras! Kawę dawaj! Juras! Też mi Borowiec, słyszy budzik i nie pamięta, że kawę trzeba podać! Ten wcześniejszy ochroniarz był bystrzejszy. Co z tego jak prawdopodobnie Tuska wtyka. Dobrze, że ja nie wszystkim wierzę, bo miałbym za swoje! Gdzie te majtki? Tu chyba wczoraj położyłem. Acha, są pod łóżkiem. Brudne! Cholera, mama w szpitalu, a ja mam ostatnie gacie brudne. No nic, nikt nie zauważy. Gaci nie nosi się na wierzchu.
No jest nareszcie kawa. Alik, Alik, gdzie jesteś? A tutaj! Masz spróbuj kawki! No spróbuj! Głupie kocisko! Dobra kawusia! Nie chcesz? Juras! Napij się kawy. No gdzie leziesz! Z mojej filiżanki się napij! Zobaczymy czy czegoś nie dosypałeś! No jak pijesz łachu! Z drugiej strony filiżanki. Myślisz, że ja po tobie będę pił? No jak? Żyjesz? To dobrze, mogę się napić. Buty wyczyściłeś? No! Bo znowu dziennikarzyny będą oglądać. Muszę się golić? Chyba tak. Gdzie ta maszynka? Tępa jakaś. No dobra! Chyba już wystarczy. Teraz koszula, też brudna, ale od wewnątrz to nie widać, krawacik, marynareczka i … gotowe. Juras! Samochód już jest? Umyty? Bo wczoraj był niedomyty! No to idziemy! Juras klucze! Alika w kuchni zamknij! I moją teczkę weź! Tę czarną z testamentem brata! Ciężka? Bo wczoraj długo nad tym siedziałem, dopisałem parę stron. Co mówisz? Co? Że bez spodni? Cholera ty sabotażysto! Nie mogłeś wcześniej powiedzieć, tylko przy furtce?

sobota, 7 maja 2011

Wierszyk na miesięcznicę...

Prawdziwi idą Przedmieściem królów
W łopocie flag, w tupocie nóg
Na twarzach maski z grymasem bólu
Kto nie jest z nimi, ten jest ich wróg

Nienawiść w oczach, przekleństwo w ustach
W dłoniach krzyż, miłosierdzia znak
Ohydne hasła na białych chustach
Nad nimi godło – królewski ptak

Nasza jest prawda słuszna jedynie
Kto jej nie słucha ten wrogiem jest
Z  nami ojczyzna nigdy nie zginie
Nasz Bóg i honor – żydostwo precz!

Nie będą Ruscy, nie będą Niemcy
Mieli z tragedii naszej nic
Wynocha z kraju wszyscy odmieńcy!
Polska dla nas! Polska dla PiS!


Precz z mego kraju Żydzie, Masonie
Won ty zaprzańcu z ojczyzny mej
Jarek ma siedzieć na Polski tronie
Boże w opiece Prezesa miej!

Taki tam wierszyk o Armagedonie...

Gdy już nastanie ta chwila błoga
Kiedy Jarosław z nadania Boga
Na prezydenckim stolcu zasiądzie
Kiedy ustawi kolegów w rządzie
Kiedy zaprzańców wstrętne szeregi
Już w pień wycięte po morza brzegi
Kiedy pomniki Wielkiego Lecha
Staną w miasteczkach i wiejskich strzechach
Kiedy Rosjanie i Niemcy kupą
Staną w kolejce przed Jarka d@pą
By ucałować w policzki dwa
Tego, co władzę zupełną ma
Kiedy Fotyga, już z Waszyngtonu
Będzie nasz naród uczyć bon-tonu
Gdy Macierewicz z twardego drzewa
Wystruga w końcu wrak Tupolewa
I kiedy Ziobro wznowi zmagania
Z układem, pieszcząc z gwoździa nagrania
Gdy Karski złowi z morzu głębokim
Nienaruszone melexa zwłoki
Dzwonek nad ranem  głośno gra
Myślisz z radością: znów CBA!
Gdy zapowiedzą wicepremiera
A ty w ekranie ujrzysz Lepera
To ogłoś chłopom i kobitom
Wkroczyłeś w Czwartą Rzeczpospolitą!